Piękny jest widok pól przed żniwami na Mazurach. Czas przyjmowania polonów zbliża się z każdym, ciężkim od ziarna kłosem. Tymczasem nie słychać już mazurskich gospodarzy, którzy przypatrując się pochyłym kłosom, mówili: już dorżeniały. A ten lub ów mógł dodać dawnym zwyczajem: Kłos się korzy, bo niesie dar Boży. Który prosto stoi, to z pustoty swojej.
Żniwa na Mazurach obfitowały niegdyś w różnorakie obrzędy. Niektóre wywodziły się z czasów przedchrześcijańskich, z tradycji plemion pruskich, z obecnych jeszcze w XVI wieku zwyczajów Bałtów i Słowian, którzy przemieszkiwali obok siebie. Pierwsze opisy tradycji żniwnych pochodzą z okresu panowania księcia Albrechta. W 1551 roku po łacinie wydano Książeczkę o ofiarach i bałwochwalstwie starych Prusów, Liwów i innych sąsiednich narodów. Kilka lat potem, ok. 1563 roku opublikowano po niemiecku Prawdziwe opisanie Sudowian na Sambii, z ich kozłem ofiarnym, świętymi i ceremoniami.
Wydaje się, że pewne zwyczaje przejęli Mazurzy i włączyli do swej tradycji. Na przykład pisząc o początku i zakończeniu żniw, we wspomnianych książkach przytaczano ich nazwy w języku rusińskim jako ozinek i zazinek. Tymczasem te same słowa, w tym samym znaczeniu, jako ożynek i zażynek, słychać było jeszcze w połowie ubiegłego wieku. Ożynek oznaczał początek żniw, zażynek” – ich zakończenie.
Niestety, wesołych i bogatych mazurskich uroczystości żniwnych nie dane nam już było oglądać. Przede wszystkim przed żniwami obchodzono pola, często w gromadzie sąsiadów. Również, zgodnie ze starym zwyczajem, wybierano odpowiedni dzień tygodnia na rozpoczęcie żniw. Na Mazurach takim dniem była sobota. Nie wiadomo dlaczego, lecz zazwyczaj poprzestawano na zżęciu jednego pokosu. Po południu stawiano pierwsze snopy i czekano na początek nowego tygodnia, by rozpocząć właściwe żniwa.
Uroczystości dożynkowe na Mazurach nazywano Plonem. Istnieją liczne relacje, spisane przez etnografów i miłośników folkloru. Działdowski Mazur, Karol Małłek, zebrał cały ceremoniał żniwny i przed wojną wydał książkę pt. Plon, czyli dożynki na Mazurach.
Piękne są krajobrazy Mazur przed żniwami. W zeszłym wieku była to uroczystość tak powszechna i znana, że niemieccy mieszkańcy Prus Wschodnich samo słowo Plon przejęli do swego języka. Już nie tyle Erntefest, ale der Plonn służyło im powszechnie na określenie żniwnego święta.
Urodzony na Mazurach niemiecki pisarz Ernst Wiechert również korzystał ze słowa der Plonn. Uczynił to w swym wierszu, napisanym w 1937 roku, noszącym tytuł Na 50. Urodziny. Dla przykładu, przytaczamy tu pierwszą jego strofę w przekładzie Erwina Kruka: Przynieśli mi koronę i wieniec i śpiewają mi żniwną pieśń. Czuję się jak w czasach dziecięcych, kiedy plon niesiono przez wieś. Przywołał też żniwną pieśń Pola już białe:
Pola już białe, kłosy się kłaniają,
Stworzycielowi cześć i chwałę dają.
Wołają: Pójdźcie, sierpy zapuszczajcie
i Pana wielbić nie zapominajcie.
Poznaliśmy tu pierwszą zwrotkę, a cała pieśń ma ich aż 11. Nie było na Mazurach innej pieśni, równie popularnej, którą by rozpoczynano i kończono żniwa. Powstała na początku XVIII wieku Pola już białe to pieśń, która nadal zadziwia. Po drugiej wojnie światowej niejednokrotnie mogli ją usłyszeć badacze folkloru na mazurskiej wsi.
Rok czekaliśmy, dobrotliwy Boże,
Pókiś na pokarm nam gotował zboże.
Gdy już je dajesz, chętnie je zbieramy.
Z Twej tylko ręki szczodrej żywność mamy.
Długo by jeszcze można nucić tę pieśń. Wydaje się jednak, że ciągle najpiękniej śpiewają ją mazurskie pola przed żniwami. Na Mazurach żniwa rozpoczynały się 25 VII w dniu świętego Jakuba. W niedzielę poprzedzającą ten dzień, także w mazurskich kościołach katolickich rozbrzmiewała ta sama pieśń.
Do żniw wychodzono późnym rankiem, kiedy zboże już wyschło po nocy. Rozpoczynał je gospodarz ścinając pierwsze kłosy ze słowami: w Imię Boże. Żniwiarze ubrani byli w czyste lniane koszule i spodnie, kobiety idące za kosiarzami również ubrane były w czyste koszule z długim rękawem, na głowach miały chustki, a młode dziewczyny kwiaty, mężczyźni zaś kapelusze. Powiązane przez kobiety snopki zboża ustawiano po 15 sztuk w tzw. łęki lub stygi. Na Mazurach zboże żęto poświęconymi sierpami, a potem kosami. Każdą pracę rozpoczynano z Bogiem – pierwsze ścięte kłosy błogosławiono znakiem krzyża, a pierwsze snopy w stodole układano na krzyż.
W każdym gospodarstwie na zakończenie żniw zostawiano na polu ostatnie kłosy zwane na Mazurach pępek lub baba. Miało to chronić zboże w stodole przed myszami. Zwyczaj ten znany jest w całej Polsce. Różna była tylko nazwa i interpretacja, dlaczego się to robi. Z najpiękniejszych kłosów zboża, przeważnie żyta wito wieniec, na Mazurach często w kształcie korony. Nieśli go żeńcy do gospodarza, a w drodze często byli przez dziewczęta oblewani wodą, co miało zapewnić dobry urodzaj na rok przyszły. Przyłapane na gorącym uczynku dziewczyny można było bezkarnie oblać wodą i wycałować. Dziewczyny tylko pozornie protestowały, znaczyło to, bowiem, że mają duże powodzenie i mogą spodziewać się szybkiego zamążpójścia.
Niosąc wieniec żeńcy śpiewali: Plon niesiem, plon? W domu gospodarza odbywał się poczęstunek przy suto zastawionym stole, a sam gospodarz tańczył ze wszystkim żniwiarkami poczynając od przodownicy. Wieniec zaś umieszczał na belce u powały chałupy, a potem zanoszono go do kościoła, aby poświęcić. W ten sposób dziękowano Bogu i ludziom, cieszono się, nie narzekano. Wydaje się jednak, że ciągle najpiękniej śpiewają mazurskie pola przed żniwami…
Na podstawie – Erwin Kruk; Pola już białe [w] protestantyzm.media.pl; dostęp: 12.08.2016 r. i [w] dziedzictwo.info/zwyczaje_rolnicze; dostęp 12.08.2016 r.